Skocz do zawartości
  • 0

Drop Shot - wszystko o tej metodzie łowienia


bassy

Pytanie

Rekomendowane odpowiedzi

  • 0

Ja łowię tą metodą już 3 sezon i przy łączeniu plecionki z fluocarbonem montuję sam krętlik nie ma on wpływu na ilość brań może natomiast przeszkadzać przy wyrzutach gdy chcemy przynętę zaprezentować około 1,2-1,5 m od ciężarka (ja używam kijka o długości 2,13m) wtedy wiąże bez krętlika na węzeł zderzakowy żeby mógł swobodnie przemknąć przez przelotki.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Ogólnie przy moim pierwszym kontakcie z dropem podnosiłem bardzo wysoko szczytówkę spiningu (miałem wtedy jeszcze spina o długości 2,3m) co dawało efekt czucie brania ale słabe zacięcia i przy sandaczach wychodziło mi 1 zacięty  na 8-10 brań obecnie staram się trzymać na wysokości głowy i pracuje delikatnie z nadgarstka 2-3 lekkie szarpnięcia przerwa 2-3sekundy znowu 2-3 szarpnięcia i podwójnie zwijam korbką następnie po kontakcie z dnem powtarzam.  

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Staram się mieć ją napitą ale dużo zależy od warunków pogodowych i głębokości na jakiej łowisz myślę że na 100% nie da się zawsze powstanie jakiś delikatny luz.

sztuka polega na tym do jakiego brania potrafisz sprowokować rybę no o ile wogule da się ją sprowokować, nie raz jest to strzał, że aż w barku czujesz a nie raz czujesz opór przy przesunięciu przynęty i ryba siedzi.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Proszę o odpowiedź. Chciałbym spróbować "drop shota" na jesieni w jeziorze na głębokościach: 10-25 m. Najczęściej koło 16-20 m. Ryby to najczęściej okonie i szczupak ( przyłów). Moje pytania:

- plecionka czy żyłka? jakie grubości może producent.

- końcówka z fluocarbonu, jaka ( grubość, długość, producent)

- jakie ciężarki ( pałeczki czy kule )?

- przykładowe przynęty ( modele, długości )

- haki rozmiar i producent.

Nadmieniam, iż na początku będę łowił wklejką do 12 gram. Długość 210 cm.

Dzięki za odpowiedzi.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Proszę o odpowiedź. Chciałbym spróbować "drop shota" na jesieni w jeziorze na głębokościach: 10-25 m. Najczęściej koło 16-20 m. Ryby to najczęściej okonie i szczupak ( przyłów). Moje pytania:

- plecionka czy żyłka? jakie grubości może producent.

- końcówka z fluocarbonu, jaka ( grubość, długość, producent)

- jakie ciężarki ( pałeczki czy kule )?

- przykładowe przynęty ( modele, długości )

- haki rozmiar i producent.

Nadmieniam, iż na początku będę łowił wklejką do 12 gram. Długość 210 cm.

Dzięki za odpowiedzi.

http://jerkbait.pl/topic/67670-drop-shot-wszystko-o-tej-metodzie-%C5%82owienia/

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

No fajny artykuł nawet wiem na jakich wodach były połapane te garbusy.

A jeżeli chodzi o dozbrajanie jeżeli używasz miękkich gum typu keitech lub z podobnego sylikonu nie trzeba używać dozbrojek gumy ładnie się łamią i bez problemu okoń 25 cm zażera 4 calową gumę, a sandacz 35 cm łyka 6 cali. Co innego jak używasz gum typu podeszwa jeżeli małe ryby będą atakować możesz mieć dużo pustych zacięć.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Minął rok mojego łowienia tą metodą. Wody stojące i rzeki, cały rok, próby różnych obciążeń, przynęt, sposobów animacji. Pora na małe podsumowanie:

 

Ciężarki.

Przerobiłem sporo różnych obciążeń, w rzekach łowiąc "na lekko" pstrągi, okonie i klenie stosowałem 1-2 gramy w formie śrucin. Łatwość montażu, zmiany odległości od haczyka spowodowała, że dokupiłem również i 4 gramowe śruciny. Gdy śrucina kleszczy się w kamieniach, wyjmuję zestaw i zakładam nową ;) Doszło do tego, że łowiąc w jeziorze zakładałem 4-5 tych 4 gramowych śrucin, co około 10 cm. W ten sposób uzyskałem ciekawszą, mniej "szarpaną" pracę przynęty, podczas prowadzenia zestawu po żwirowym dnie. Przynajmniej tak to sobie tłumaczę :D

Nigdzie wcześniej nie spotkałem się z łowieniem metodą drop szot przy zastosowaniu ekstremalnie lekkich obciążeń. Uważam to za świetną alternatywę dla lekkich główek (0,5 do 1,5 grama). Lojalnie uprzedzam, takie łowienie wciąga i uzależnia :)

 

Odległości od haczyka do ciężarka.

Przy szukaniu okoni w jeziorach stosuję w 95% przypadków dwie odległości, około 30 cm i około 90 cm. W praktyce polega to na tym, że przywiązuję ciężarek 30 cm poniżej haka, jeśli nie ma brań, ucinam węzeł i dowiązuję 50-70 cm żyłki. Ciężarki specjalistyczne z charakterystycznym klipsem do szybkiej zmiany odległości, w praktyce zarzuciłem. Po pierwsze, lubią uszkodzić żyłkę, a po drugie, w moim przypadku, zmiana odległości mocowania ciężarka, przy łowieniu w jeziorze była na tyle rzadka, że nie było sensu inwestować w te ciężarki.

Inną bajką jest rotowanie odległością haczyka od ciężarka w rzekach, zwłaszcza przy łowieniu pstrągów i kleni. Tu jednak temat ogarnąłem wspomnianymi wcześniej śrucinami.

 

Żyłki.

Zaczynałem (podglądając dużo lepszych ode mnie specjalistów ze Śląska), od żyłki HM 80, grubość 0,16. Do łowienia okoni w bezzaczepowych miejscach, czy do łowienia pstrągowo-kleniowego, gdy nie ma potrzeby holu siłowego, jest to dobre rozwiązanie. W zaczepach, a zwłaszcza gdy musimy zatrzymać silną rybę na małym obszarze, jest to za mało. Przekonałem się o tym boleśnie, gdy na ostatnich konfrontacjach muchowo-spinningowych zerwałem sześć sporych pstrągów. Mogąc uzyskać znakomity wynik, uzyskałem bardzo przeciętny i pogrzebałem swoje szanse... 

Żyłki fluorocarbonowe są dużo słabsze od swoich "zwykłych" odpowiedników, zwłaszcza na węźle. Dlatego też żyłki 0,20 i 0,25 mm odpuściłem sobie. Przy łowieniu sandaczy jednak mają pewne istotne walory. Obecnie eksperymentuję (z dobrym skutkiem) z żyłkami fluorocarbonowymi o średnich 0,3 i 0,35 mm. Stosuję jednak pewien "myk", o którym wspomniałem już wcześniej. Otóż poniżej haka zostawiam odcinek około 20 cm, do którego dowiązuję podobny odcinek zwykłej żyłki o 0,05 mm cieńszy, od przyponu właściwego. Najczęściej w zawadach kleszczy się ciężarek, który po prostu urywam na zaczepie i zawiązuję nowy. Gdy stosowałem zestaw bez tego przyponiku, zwykle najsłabszym miejscem okazywał się węzeł haka. Czyli traciłem cały zestaw i musiałem wiązać go na nowo. A na rybach wolę łowić, niż związywać zestawy ;)

 

Przynęty.

Zaczynałem od typowych, "dropszotowych" przynęt. Cokolwiek to znaczy :D

Nie ma przynęt, które nie nadają się do tej metody. Gdy ryby są mało aktywne i muszę zwolnić tempo prowadzenia przynęt, stosuję gumki z bardziej miękkiego silikonu. Albo kotwiczę je w jednym miejscu (większy ciężarek i "gra" stacjonarna), albo mniejsze obciążenie i bardzo spokojne wleczenie po dnie. Wtedy gumka jest na dłuższym przyponie (odległość od haka do ciężarka). Natomiast gdy ryby są aktywne, to wtedy rodzaj gumy ma mniejsze znaczenie. Mogą to być klasyczne kopytka, wszelkiej maści wormy, jaskółki. Istotny (jak zawsze) jest dobór wielkości i koloru gumy. Dobre efekty miewałem na różne, często zaskakujące nawet mnie przynęty :) Zaskakujące w tym sensie, że przeleżały w pudełkach wiele lat, wreszcie trafiły na hak - i łowiły :D Rybie gusta są nieodgadnione ;)

 

Nowości. 

Poza omawianym na początku ultralekkim drop szotem, z którym nigdy wcześniej się nie spotkałem, łowiłem zestawem dropszotowym - w toni. Gdy ryby żerowały wysoko w toni jeziora (lub większej rzeki), a podanie niewielkiej przynęty na główce lub bocznym troku było utrudnione, stosowałem drop szot. Do niewielkich przynęt główki powyżej 5 gramów nie bardzo mi "pasują", natomiast niektóre przynęty założone na boczny trok źle pracują. Optymalnym rozwiązaniem okazał się tu właśnie drop szot. Tempo prowadzenia, intensywność pracy nadgarstka, rodzaje przynęt, to wszystko daje wielkie pole do eksperymentowania.

Kolejną nowością, przynajmniej dla mnie, jest nocne łowienie sandaczy tą metodą. Łowienie na klasyczny opad, czy również klasyczne łowienie nocą przy pomocy woblerów, darzyło mnie już wielokrotnie pięknymi emocjami. Jednak ograniczenia spowodowane chorobą i częściową niepełnosprawnością spowodowały, że w ostatnich latach praktycznie zaniechałem nocnego spinningu. Dzięki dropszotowi wróciłem do gry :D W ostatnią niedzielę, czyli równo w rok od czasu, gdy poświęciłem się tej metodzie na poważnie, złowiłem równe 10 sandaczy. Przez chwilę nawet zastanawiałem się, czy podawać tą informację do powszechniej wiadomości, ale przecież właśnie to jest sensem istnienia naszego forum. Dzielenie się doświadczeniami, by pomnożyć naszą wspólną wiedzę :)

 

Wnioski. 

Metoda drop szot jest skuteczna cały rok, ale w zimnych okresach jest (bywa) skuteczniejsza od innych metod. Gdy woda ma mniej, niż około 10 stopni, zastosowanie jej jest mocno wskazane. Jest to bardzo plastyczna metoda. Od łowienia stacjonarnego, po łowienie w toni. Od głębokich jezior, po bystre górskie potoki. Tylko nasza fantazja jest ograniczeniem. Gdy masz ułańską fantazję, lubisz eksperymenty, wytyczanie nowych szlaków, ta metoda jest dla ciebie. Dla mnie z pewnością :) Przyszły rok również poświęcę drop szot'owi!

  • Like 40
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Minął rok mojego łowienia tą metodą. Wody stojące i rzeki, cały rok, próby różnych obciążeń, przynęt, sposobów animacji. Pora na małe podsumowanie:

 

Ciężarki.

Przerobiłem sporo różnych obciążeń, w rzekach łowiąc "na lekko" pstrągi, okonie i klenie stosowałem 1-2 gramy w formie śrucin. Łatwość montażu, zmiany odległości od haczyka spowodowała, że dokupiłem również i 4 gramowe śruciny. Gdy śrucina kleszczy się w kamieniach, wyjmuję zestaw i zakładam nową ;) Doszło do tego, że łowiąc w jeziorze zakładałem 4-5 tych 4 gramowych śrucin, co około 10 cm. W ten sposób uzyskałem ciekawszą, mniej "szarpaną" pracę przynęty, podczas prowadzenia zestawu po żwirowym dnie. Przynajmniej tak to sobie tłumaczę :D

Nigdzie wcześniej nie spotkałem się z łowieniem metodą drop szot przy zastosowaniu ekstremalnie lekkich obciążeń. Uważam to za świetną alternatywę dla lekkich główek (0,5 do 1,5 grama). Lojalnie uprzedzam, takie łowienie wciąga i uzależnia :)

 

Odległości od haczyka do ciężarka.

Przy szukaniu okoni w jeziorach stosuję w 95% przypadków dwie odległości, około 30 cm i około 90 cm. W praktyce polega to na tym, że przywiązuję ciężarek 30 cm poniżej haka, jeśli nie ma brań, ucinam węzeł i dowiązuję 50-70 cm żyłki. Ciężarki specjalistyczne z charakterystycznym klipsem do szybkiej zmiany odległości, w praktyce zarzuciłem. Po pierwsze, lubią uszkodzić żyłkę, a po drugie, w moim przypadku, zmiana odległości mocowania ciężarka, przy łowieniu w jeziorze była na tyle rzadka, że nie było sensu inwestować w te ciężarki.

Inną bajką jest rotowanie odległością haczyka od ciężarka w rzekach, zwłaszcza przy łowieniu pstrągów i kleni. Tu jednak temat ogarnąłem wspomnianymi wcześniej śrucinami.

 

Żyłki.

Zaczynałem (podglądając dużo lepszych ode mnie specjalistów ze Śląska), od żyłki HM 80, grubość 0,16. Do łowienia okoni w bezzaczepowych miejscach, czy do łowienia pstrągowo-kleniowego, gdy nie ma potrzeby holu siłowego, jest to dobre rozwiązanie. W zaczepach, a zwłaszcza gdy musimy zatrzymać silną rybę na małym obszarze, jest to za mało. Przekonałem się o tym boleśnie, gdy na ostatnich konfrontacjach muchowo-spinningowych zerwałem sześć sporych pstrągów. Mogąc uzyskać znakomity wynik, uzyskałem bardzo przeciętny i pogrzebałem swoje szanse... 

Żyłki fluorocarbonowe są dużo słabsze od swoich "zwykłych" odpowiedników, zwłaszcza na węźle. Dlatego też żyłki 0,20 i 0,25 mm odpuściłem sobie. Przy łowieniu sandaczy jednak mają pewne istotne walory. Obecnie eksperymentuję (z dobrym skutkiem) z żyłkami fluorocarbonowymi o średnich 0,3 i 0,35 mm. Stosuję jednak pewien "myk", o którym wspomniałem już wcześniej. Otóż poniżej haka zostawiam odcinek około 20 cm, do którego dowiązuję podobny odcinek zwykłej żyłki o 0,05 mm cieńszy, od przyponu właściwego. Najczęściej w zawadach kleszczy się ciężarek, który po prostu urywam na zaczepie i zawiązuję nowy. Gdy stosowałem zestaw bez tego przyponiku, zwykle najsłabszym miejscem okazywał się węzeł haka. Czyli traciłem cały zestaw i musiałem wiązać go na nowo. A na rybach wolę łowić, niż związywać zestawy ;)

 

Przynęty.

Zaczynałem od typowych, "dropszotowych" przynęt. Cokolwiek to znaczy :D

Nie ma przynęt, które nie nadają się do tej metody. Gdy ryby są mało aktywne i muszę zwolnić tempo prowadzenia przynęt, stosuję gumki z bardziej miękkiego silikonu. Albo kotwiczę je w jednym miejscu (większy ciężarek i "gra" stacjonarna), albo mniejsze obciążenie i bardzo spokojne wleczenie po dnie. Wtedy gumka jest na dłuższym przyponie (odległość od haka do ciężarka). Natomiast gdy ryby są aktywne, to wtedy rodzaj gumy ma mniejsze znaczenie. Mogą to być klasyczne kopytka, wszelkiej maści wormy, jaskółki. Istotny (jak zawsze) jest dobór wielkości i koloru gumy. Dobre efekty miewałem na różne, często zaskakujące nawet mnie przynęty :) Zaskakujące w tym sensie, że przeleżały w pudełkach wiele lat, wreszcie trafiły na hak - i łowiły :D Rybie gusta są nieodgadnione ;)

 

Nowości. 

Poza omawianym na początku ultralekkim drop szotem, z którym nigdy wcześniej się nie spotkałem, łowiłem zestawem dropszotowym - w toni. Gdy ryby żerowały wysoko w toni jeziora (lub większej rzeki), a podanie niewielkiej przynęty na główce lub bocznym troku było utrudnione, stosowałem drop szot. Do niewielkich przynęt główki powyżej 5 gramów nie bardzo mi "pasują", natomiast niektóre przynęty założone na boczny trok źle pracują. Optymalnym rozwiązaniem okazał się tu właśnie drop szot. Tempo prowadzenia, intensywność pracy nadgarstka, rodzaje przynęt, to wszystko daje wielkie pole do eksperymentowania.

Kolejną nowością, przynajmniej dla mnie, jest nocne łowienie sandaczy tą metodą. Łowienie na klasyczny opad, czy również klasyczne łowienie nocą przy pomocy woblerów, darzyło mnie już wielokrotnie pięknymi emocjami. Jednak ograniczenia spowodowane chorobą i częściową niepełnosprawnością spowodowały, że w ostatnich latach praktycznie zaniechałem nocnego spinningu. Dzięki dropszotowi wróciłem do gry :D W ostatnią niedzielę, czyli równo w rok od czasu, gdy poświęciłem się tej metodzie na poważnie, złowiłem równe 10 sandaczy. Przez chwilę nawet zastanawiałem się, czy podawać tą informację do powszechniej wiadomości, ale przecież właśnie to jest sensem istnienia naszego forum. Dzielenie się doświadczeniami, by pomnożyć naszą wspólną wiedzę :)

 

Wnioski. 

Metoda drop szot jest skuteczna cały rok, ale w zimnych okresach jest (bywa) skuteczniejsza od innych metod. Gdy woda ma mniej, niż około 10 stopni, zastosowanie jej jest mocno wskazane. Jest to bardzo plastyczna metoda. Od łowienia stacjonarnego, po łowienie w toni. Od głębokich jezior, po bystre górskie potoki. Tylko nasza fantazja jest ograniczeniem. Gdy masz ułańską fantazję, lubisz eksperymenty, wytyczanie nowych szlaków, ta metoda jest dla ciebie. Dla mnie z pewnością :) Przyszły rok również poświęcę drop szot'owi!

Takich ludzi (kombinatorów) potrzebujemy ; ) . Bardzo ciekawe informacje. Tak lekko jeszcze nie łowiłem, najczesciej łowie 5-7gr.

 

Dlaczego łowisz żyłką, a nie plecionką ? 

PS. ja ostatnio podpatrzyłem u kolegi inną technike drgań, tzn nie pionową, a raczej szarpanie do boku, coś jak woblerem. Co ciekawe niekiedy on łowiąc w ten sposób miał brania, a ja nie i na odwrót ; )

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz na pytanie...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

Ładowanie
×
×
  • Dodaj nową pozycję...