Skocz do zawartości
  • 0

Wędkarstwo, skąd się u Was to wzięło?


Novis

Pytanie

No, wiadomo, jesteśmy na naprawdę jednym z najlepszych forum wędkarskim. Ale, My, to przecież wędkarze. A właśnie, kto i jak został takim" odszczepieńcem"? Sam nim jestem, ale mam większego konika, czyli muzykę. Na szczęście jedno nie koliduje z drugim. A jak z Wami, Koledzy? Z mlekiem matki, (w domyśle z ojca),rodzina, dziadek, wujek czy inne przyczyny?

Chętnie poczytam Wasze genezy, bo moja jest niezwykła. Ale o tym potem. Kto pierwszy?

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rekomendowane odpowiedzi

  • 0

A zastanawialiście się jeżeli nie wędkarstwo, to jakie hobby zbieranie znaczków :D ?

Aparat fotograficzny (obiektywy, lampy, statywy, softboxy itp.) był przed wędką. Fotografia to kosztowne hobby ale spinning i cały anturaż z nim związany jest równie wciągający co i kosztowny...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

U mnie zadziałały bogate tradycje rodzinne. Pierwszą wędkę miałem z leszczyny (może z 7 lat miałem), zrobioną przez tatę. Co najlepsze, swoją pierwszą rybę złowiłem na odmianę spinningu - ukleja połakomiła się na pusty haczyk ciągnięty, po płyciźnie, pół metra od brzegu. :)

A jak nie wędkarstwo to - modelarstwo (teraz nie mam czasu), akwarystyka (miałem roślinne w stylu naturalnym i morskie ale już mi się znudziły), terrarystyka (rozwojowe bo nie angażuje czasowo, aktualnie wąż i pająk), rowery (chociaż i tak mam niezgorszą szosę i xc), muzyka (dodatkowo w winyle bym się pobawił), fotografia. 

Edytowane przez pablo
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

To było w czasach, gdy imigranci przyjeżdżali do Szwecji pracować, a nie gwałcić i rabować..

W czasie mojej pierwszej wyprawy skandynawskiej w 2001 roku biwakowaliśmy nad jednym z bardzo rybnych dzikich jezior na dalekiej północy Szwecji. Podglądałem wtedy polskich zbieraczy runa leśnego jak w wolnych chwilach ciągnęli okazałe szczupaki i okonie. Po powrocie do Polski wyrobiłem sobie kartę wędkarską i na dobre zacząłem swoją przygodę z wędkarstwem. Pierwszą metodą był feeder, który jednak nie przynosił spodziewanych efektów. Na następny rok skosztowałem bolonki, kupując dość drogą jak na owe czasy 7-metrową bolonkę Jaxon Prestige. Po kolejnym sezonie i nabraniu pewnej wprawy zakupiłem swój pierwszy bat Shimano, który z roku na rok wymieniałem na coraz droższe i lepsze, na Antaresie kończąc. W międzyczasie miałem też epizod z odległościówką. Jednak prawdziwa wędkarska przygoda rozpoczęła się wraz z pojawieniem się u mnie pierwszych spiningów jakieś 10 lat temu.

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

.... rodzinnie, wujek zaraził ojca, ojciec mnie. Nie muszę dodawać, że obaj byli przykładowymi wręcz "gumofilcami", ponieważ "innych" wtedy nie było. W "tamtych" czasach kupienie w sklepie świeżej ryby było wyczynem, a ojciec wracając z rybami jawił się nam jak jaskiniowiec z mamutem, bądź Indianin z bizonem :)   .... i dlatego zawsze będę bronił "starych gumofilców".

 

ps. wąsy też obaj mieli ;)

 

J.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Jeden z moich sąsiadów, pan Rysiek (zresztą człowiek-legenda, Sybirak itp.) z bloku często przywoził żywe ryby du domu, które w wannie czekały na egzekucję... - a ja przychodziłem je pooglądać (fascynowały mnie zwłaszcza okonie)... - nauczył mnie również oprawiać ryby (miałem wtedy 6 lat) - dzisiaj nazwalibyście go mięsiarzem... - to był bardzo dobry wędkarz.

Pomimo takiej "szkoły", ostatnią rybę zabiłem świadomie w wieku około 14 lat - od tego czasu "No kill" - wędkarskiej etyki (nie mylić z "C&R") uczyłem się sam i... mam nadzieję, że nie jest z tym najgorzej.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

.... rodzinnie, wujek zaraził ojca, ojciec mnie. Nie muszę dodawać, że obaj byli przykładowymi wręcz "gumofilcami", ponieważ "innych" wtedy nie było. W "tamtych" czasach kupienie w sklepie świeżej ryby było wyczynem, a ojciec wracając z rybami jawił się nam jak jaskiniowiec z mamutem, bądź Indianin z bizonem :)   .... i dlatego zawsze będę bronił "starych gumofilców".

 

ps. wąsy też obaj mieli ;)

 

J.

 

Hm, to nie Ich bronisz, tylko czasów, w jakich wędkowali. Realia zupełnie inne niż dziś. Zacząłem ten wątek, bo byłem ciekaw Waszych pierwszych kroków. A teraz poczytajcie o moich. Onegdaj w 1980 roku, przebywałem na kempingu międzynarodowym w Chałupach, na płw.helskim. Byłem młodym chłopakiem i te wakacje spędzałem wraz z moim najlepszym kumplem i jego rodzicami w zajebistej przyczepie kempingowej Niewiadów N-126E. Do tego namiot przystosowany do przyczepy, wiatrochron i inne sprzęty. To był w tych czasach naprawdę wypas. Ponieważ siedzieliśmy tam w zasadzie miesiąc czasu, naoglądałem się różności. Naszymi sąsiadami byli np. Niemcy z NRD i Węgrzy. Było naprawdę fajnie. Wypożyczalnia rowerów, wycieczki do Kuźnicy, Jastarni i Juraty. Któregoś dnia podszedł do mnie kumpel i z poważną miną mówi: słuchaj, pozbywam się wędki, bo kupuje sobie nową. Sprzedam ci po okazyjnej cenie. Nigdy w życiu nie wędkowałem, nikt u mnie w rodzinie również nie był wędkarzem, i w ogóle pochodzę z miasta, gdzie woda jest zajebista, ale tylko w kranie.Ale skoro najlepszy kumpel tak mówi, to chyba kupię. Pieniądze po przyjeździe do Łodzi zapłaci mama. I tak też się stało. To była wędka bambusowa 3-składowa wraz z kołowrotkiem o konstrukcji zbliżonej do tych, jakiej używają muszkarze. Żadnych oczywiście uchwytów w standardzie. Mocowanie kołowrotka trzeba było zrobić samemu. Były takie w sprzedaży . Tak więc kij przeszedł na moją własność, spakowałem go do bagażu i czekał. Co kilka dni jeździliśmy na Jarmark Dominikański w Gdańsku. To w tamtych czasach było niesamowite. Tam była namiastka Zachodu. Wielu z Was jeszcze nie było na świecie w tym okresie, ja to będę pamiętał do końca życia. Dobra, plaże nudystów zaliczone przez nas jako podglądaczy (mieliśmy 14 lat), okolice pozwiedzane, Dominikański zaliczony kilkakrotnie.Kąpiel w morzu, w Zatoce Puckiej się nie dało. Woda po kolana, nawet jak się kilometra szło. Wyjechaliśmy pod koniec sierpnia. Z żalem. Dzień później Lech Wałęsa przeskoczył płot, zaczęły się rozruchy na Wybrzeżu, a ja we wrześniu pojechałem z innym już, wędkującym kumplem na ryby. Był jego ojciec wędkarz, wujek wędkarz, on wędkarz i ja, ze swoim bambusem. Połowiliśmy, co prawda przegraliśmy (ja i kumpel) z seniorami ( jego ojciec i wujek), ale byłem zachwycony swoimi wynikami. Leszcze, płocie, wzdręgi, ukleje, okonie. Od wujka kumpla dostałem złowionego przez niego węgorza, którego zawiozłem do domu. To była moja pierwsza wyprawa wędkarska, bardzo owocna. Łowiskiem było Jez.Slesińskie. Po powrocie z tego weekendu już wiedziałem, iż coś w moim życiu się zmieniło. Wsiąkłem, zostałem wędkarzem. Obydwaj kumple, którzy się do tego przyczynili ( kumple z podstawówki) na dzień dzisiejszy są lekarzami i już nie wędkują. A ja nie chcę, aby mnie wyleczyli z choroby, w którą mnie wpuścili. Ot, i tyle.

  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

U mnie można powiedzieć, że z dziada pradziada, a tak na prawdę to ojciec zaraził mnie tą "paskudną ) chorobą.Dziadek ,ojciec oraz starszy brat wszyscy mieli tą chorobę(ja z bratem jeszcze mamy) czyli  genetyczne.

Początki były oczywiście z bambusem i kołowrotki odpowiednio do tamtych czasów, a pamiętam,że u kogoś widziałem dwa gwoździki na leszczynowej wędce i część szczytowa z jałowca ( oj dawne czasy).

W wieku 14 lub 15 lat posiadałem kartę wędkarską i mogłem już samodzielnie łowić karasie w około 1 h stawie czasami trafił się karp lub lin.

I tak to jakoś trwa.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Koniec lat 60tych ubiegłego stulecia,Zalesie Górne,miejscowość rekreacyjna po warszawą,wędka z leszczyny,spławik;topolaczek" i kilka metrów tęczówki,przepiękne kiełbie,okonki,płotki.A pózniej co tygodniowe wyjazdy na mazury zakładowymi autokarami z Placu Defilad.Mazury to był wędkarski raj.Czekałem na kolejny nr. Wiadomości Wędkarskich,aby coś nowego dowiedzieć się o wędkowaniu[ fajny był format WW ] Dobry sprzęt w Peweksie,na rynku sowiecki fajans i trochę czechosłowacji i NRD-to już leprze Połowa lat 70 tych,pierwszy Mepps,węka Garbolino,to były czasy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Lata 60-te,do rzeki 100 metrów,gdy się brodźiło po kostki wielkie stada małych i większych rybek muskały stopy. Starsi koledzy z wędkami wyciągali ryby tuż obok mnie, więc i ja musiałem tego spróbować. Tak to się zaczęło. Pierwszy kij z witki wierzby,za linkę robiła nitka,za haczyk szpilka,spławik wystrugany z kory starej wierzby,i łowiło się tłuste kiełbiki,smukłe slizy i strzebelki.I tak już zostało po dziś dzień. Do PZW wstąpiłem w 74r,pamiętam że stres związany ze zdaniem egzaminu w celu uzyskania karty wędkarskiej był paraliżujący,ale podpisy przepytujących mnie dużo starszych panów były potwierdzeniem że wykułem regulamin na blachę.I tak to trwa do dzisiaj.

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

U mnie droga była taka.

W 87' mój wujek zaraził wędkarstwem mojego tatę.

Od tego roku tata na każdą wyprawę zabierał mnie.

Z dzieciństwa w głowie najbardziej utkwiła mi tak oto historyjka:

 

Jednego dnia gdy jechaliśmy na ryby,tata powiedział, że jak złowię wielką rybę to kupi mi wędkę.

Wtedy łowiłem na kij leszczynowy schowany w krzakach :)

Pech chciał, że oprócz masy okoni, które łowiłem przy trzcinach, na końcu wędki uczepiło się coś czego wyciągnąć samemu nie mogłem...

Tata przejął kij i udało mu się wyholować ponad czterdziesto centymetrowego karasia. Kolos!

Tego samego dnia, tata dotrzymał słowa, pojechaliśmy do sklepu i kupił mi trzy częściowego bambusa.

Wtedy tego nie wiedziałem ale to był dla niego DUŻY wydatek, w domu nigdy się nie przelewało...

Dotrzymanie danego słowa było jednak dla niego najważniejsze, za to chyba cenię tatę najbardziej.

Następnego dnia, to samo miejsce, nowy kij i taki sam karaś. Z tą różnicą, że tego kolosa wyjąłem już sam :)

 

Tata nauczył mnie łowienia białorybu, brat z kolei zaraził mnie spiningiem.

Obecnie w ręku mam tylko spining, spławikówka tylko od "święta"

 

Kiedyś łowiłem w "cieniu" taty i brata. Teraz jest na odwrót. To ja mogę uczyć swoich mistrzów. Z tą różnicą, że oni mięli więcej cierpliwości:)

Z co im dziękuję.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Bardzo dobry temat,wróciły piękne wspomnienia, wedka leszczynowa haczyk ze szpilki, spławik z pióra gęsiego, tak łowili koledzy których podpatrywałem z zazdrością mając 7 lat.W końcu i ja stałem się posiadaczem takiego sprzętu ile to było frajdy z łowienia, nic tego nie przebije .Pierwszego kija bambusowe mam do dziś. Jest do sposób od ucieczki od szarości życia codziennego w świat pełen kolorów.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 0

Kiedyś... w 93r. Wujek pokazał mi pierwszą gazetę wędkarską "Wędkarz Polski" po przeczytaniu poleciałem na ruskich skompletować pierwszą wędkę , kołowrotek i przynęty ,  pasja już trwa kilka dobrych lat .Szkoda że w tamtych czasach co zaczynałem i były ryby , nie miałem obecnego sprzętu i umiejętności jakie mam obecnie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz na pytanie...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

Ładowanie
×
×
  • Dodaj nową pozycję...