Skocz do zawartości

Wisła - nudny spining z bombowym zakończeniem :)


pezet

Rekomendowane odpowiedzi

23 maja wybrałem się na "swoje" wiślane główki - jakieś 100 km poniżej Krakowa - żeby sprawdzić, czy jeszcze jakiś boleń tam żyje.

Dotarłem na miejsce dość późno - koło 16.

Godzina machania różnymi przynętami nie dała żadnego efektu.

Niestety... Jeszcze z 10 lat temu, o każdej porze dnia słyszało się polujące bolenie, a pod wieczór woda się "gotowała". Złowienie 3-5 boleni w ciągu godziny nie było żadnym wyczynem.

Dzisiaj Wisła (przynajmniej w tym rejonie) jest kompletnie martwa i cicha :(

 

Postanowiłem zakończyć te żenujące podrygi, a ponieważ akurat miałem na wędce małego ripperka, postanowiłem sprawdzić, jak głęboko jest przy końcu główki.

Wypuściłem go spod wędki - ok 3 m od brzegu, puknąłem w dno, a dno... mi "od-puknęło" :o

 

"Coś" złapało gumkę i mimo prób zatrzymania - odpłynęło w dół rzeki.

Próbowałem to zatrzymać, dokręciłem hamulec - ale to wszystko na nic. Po paru minutach zaczął prześwitywać podkład - a miałem nawinięte 120 (albo 150?) metrów żyłki.

Sprzęt miałem mocny - wędkę shimano 3,3 m 5-40g i kołowrotek stradic 2500, ale na niego nawinięta żyłka 0,18!!!

No trudno - branie fajne, ale trzeba się będzie z rybą pożegnać.

 

Tymczasem - ryba się zatrzymała. Czułem że jest, próba podciągania jednak nic nie dawała.

Pomyślałem, że może jak się zmęczy, to ją podciągnę, ale każda próba odzyskania żyłki kończyła się kolejnym odjazdem. Na szczęście krótkim.

 

Po pół godzinie takich zmagań trochę się znudziłem, trochę zmęczyłem, więc wetknąłem wędkę w kamienie, napiąłem żyłkę - i niech się buja.

 

ee65d69c7975ef61.jpg

 

Próbowałem co jakiś czas nawijać żyłkę - ale zaraz była riposta i odjazd.

 

Minęła godzina. Bez zmian.

Minęło 1,5 godziny. Słońce zaszło, zmrok zapada - a ja mam wracać przez krzaki, co w ciemności będzie niełatwe.

 

Trudno... trzeba urwać żyłkę.

Dokręciłem hamulec do oporu, zaparłem się o kamienie i ciągnę na chama.

Jednak elastycznośc 100 metrów żyłki jest spora i niełatwo ją urwać :)

Ciągnę, nawijam, wędka trzeszczy, kołowrotek trzeszczy, żyłka gwiżdze - ale się nie zrywa!

 

W końcu ryba zaczyna się poddawać! Nawijam kolejne metry żyłki i po kwadransie mam ją na brzegu:

 

 

 

Oczywiście - musiał to być sum.

Nie zmierzyłem go, bo chciałem jak najszybciej wypuścić, ale później ze zdjęc wyliczyłem, że miał około metra. Czyli że musiał ważyć zaledwie kilka kilogramów.

Czułem, że ryba jest bardzo silna i wytrzymała - co to więc musi być za zmaganie z sumem 20-50 albo i 100 kg!

 

Drugi mój podziw - dla żyłki. Wiem, z jaką siłą ciągnąłem i nie mogę uwierzyć że się nie urwała...

 

Fajna opowieść jednak nie publikujemy zdjęć ryb złowionych w okresie ochronnym.

Nie rozumiem też jak to jest z chęcią szybkiego wypuszczenia ryby i jednoczesnym przeprowadzeniem sesji zdjęciowej.

Edytowane przez milupa
  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Fajna opowieść jednak nie publikujemy zdjęć ryb złowionych w okresie ochronnym.

 

Co do zdjęć - zgoda - w sumie ( ;)) dobra zasada.

 

 

Nie rozumiem też jak to jest z chęcią szybkiego wypuszczenia ryby i jednoczesnym przeprowadzeniem sesji zdjęciowej.

 

Cała "sesja" trwałą może 30 sekund, a łącznie z odhaczaniem i wypuszczaniem, pewnie minęło koło minuty.

Ryba odpłynęła natychmiast, więc była w dobrej kondycji - a to najważniejsze.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja sam zacząłem tam łowić w roku 1990, bo po wyginięciu z "mojej" górskiej rzeki pstrągów i kleni szukałem nowych miejsc, nastawiając się na szczupaki.

Wybór padł na Wisłę poniżej ujścia Nidy, bo żona ma tam rodzinę i była baza noclegowa.

 

Pojechałem na kilka dni - a już pierwszego dnia pourywałem szczupakowe błystki :)

I tak siedząc nad rzeką wieczorem podziwiałem kanonadę boleni.

 

Nagle sobie przypomniałem, że w którymś pudełku mam wahadłówkę, którą sam zrobiłem z trzonka babcinej łyżki.

Znalazłem ją i - bez większej wiary założyłem.

Podczołgałem się po piachu (bo była sierpniowa niżówka) w pobliże główki (zresztą tej samej, co na zdjęciu) - i mimo zapadających ciemności w kwadrans złowiłem 3 bolenie.

 

W następnych dniach, obojętne czy rano, wieczorem, czy w samo południe - gdzie się nie przyczaiłem, to w kilku rzutach wyciągałem bolenia. Wtedy jeszcze nie byłem "ortodoksem" i kilka ryb zabrałem (głównie do pokazania), w tym największego - 4,25 kg. Dziś żałuję, ale trudno...

 

W następnych latach wpadałem tam kilka razy w roku i widziałem, jak rzeka powoli umiera, z roku na rok coraz mniej łowiłem i - co najgorsze - rzeka stawała się coraz cichsza.

Nie tylko nie słychać boleni, ale nie widać na płyciznach stad drobnicy.

 

Niestety - taki obraz widać na wszystkich rzekach, nad którymi się zatrzymuję.

Rzeki umierają.

Tylko składki dla 'leśnych dziadków' z ubeckiego PZW coraz wyższe...

 

EDIT:

znalazłem zdjęcie babcinej łyżki :)

 

6e12fc0642d7eb7e.jpg

Edytowane przez pezet
  • Like 9
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

...trudno się nie zgodzić, rz. Warta powyżej Częstochowy na skraju województw śląskiego i łódzkiego, 25-30 lat temu nieuregulowana z dużą ilością głębokich dołków w których "roiło się" od drobnicy i drapieżników...spustoszenie zrobili nasi regulując rzekę, kłusownicy/mięsiarze również zrzeszeni w PZW, krajobraz nędzy i rozpaczy dopełniła działalność bobrów, które są skuteczniejsze niż obecnie drwale w Puszczy Białowieskiej...

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z Wisłą ogólnie dzieje się coś złego. Jest bardzo mało drapieżnika, ale nie ma też drobnicy. Kiedyś woda żyła szczególnie o zmroku, wszędzie spławiały się drobne rybki i większe. Teraz jest coraz ciszej. 

Z Wisłą? Ja już nie mam gdzie na ryby jeździć - dwie rzeki zatrute, jezioro wyłowione i ruch i hałas jak w centrum miasta...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziwi szczególnie brak boleni na Wiśle... W końcu to ryba "niekonsumpcyjna"...

 

Zdziwiłbyś się... Co "wędkarze" potrafią pożreć. Pewnie nieraz widziałeś spławikowca, mającego koło siebie siatę płotek, leszczyków czy innych niejadalnych rybek.

 

"Paanie, zmieli się po całości i kotleciki się zrobi!"

 

W Krakowie kiedyś było sporo boleni pod stopniem wodnym na Dąbiu, ale teraz ich nie ma. "Na mieście" mówi się, że to Ślązacy przyjechali i wyorali wszystko do zera. Nie wiem czy to prawda, ale sam widziałem, że koło zapory w Tyńcu 80% samochodów wędkarzy ma śląskie rejestracje...

 

PS.

Miałem kiedyś kasety video panów Taszarka i Kolendowicza, o łowieniu boleni. Nawet małe rapki triumfalnie zabierali ze sobą. Przykład idzie z góry...

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hmm, chciałem edytować swój post, ale zniknął 'pstryczek' do edycji...

 

na Tubie jest wszystko :)

 

"Z jednej ostrogi można nawet złowić kilka boleni." I zabrać...

https://youtu.be/2zfDWRwXv7s?t=43m6s

 

Szczupak przegrał życie z panem Jackiem

https://youtu.be/2zfDWRwXv7s?t=47m9s

 

Piękny sum już nie urośnie. Żal patrzeć..

https://youtu.be/2zfDWRwXv7s?t=1h7m36s

 

Po drodze jeszcze kilka sandaczy - nie uwierzę, że wróciły do wody, choć tego film nie pokazuje.

 

Rozumiem - były inne czasy, polska mentalność, itp., itd...

Ale jak tylko dwóch takich szpeców, kilkadziesiąt razy w roku poszło na ryby i przyniosło po kilka drapieżników, to ile ich ubyło z wody...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spiderlingu - spinning nigdy nie jest nudny :)

Ale trzymanie przez 1,5 godziny, na napiętej żyłce ryby, która nie pozwoli się ruszyć - to może znudzić. Troszeczkę. A nie była w zaczepie, bo "chodziła".

Wędka w kamienie - od czasu do czasu. Na długiej 3-metrowej dźwigni ręce (nieprzywykłe do holowania potforów) szybciej słabną :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 miesiące temu...

Witam

Myślę,że od czasu(Połowa lat dziewięćdziesiątych?)przedstawionego w filmie to cała epoka minęła.

A jak mówi stare przysłowie pszczół: 

Tylko świnia poglądów nie zminia...

 

Koledzy - jak by na to nie patrzeć, to wszystko prawnie jest ok. Można zabierać ryby, no to ludzie je zabierają.

Apele, wyjaśnianie, własny przykład - to jedna droga.Chyba zdecydowanie dłuższa.Potrzeba ze dwóch pokoleń,na zmianę mentalności

Druga - wymuszenie na władzy PZW drastycznego zmniejszenia limitu zabieranych ryb - przez nas wędkarzy.

A jeśli PZW sobie z tym nie radzi to może zaapelować do władz państwowych?

 

To się stało chyba w Norwegii,że wprowadzono limity połowowe.

A mogło by się zdawać,że ocean to "studnia bez dna"

Pozdrawiam - Romek eRKa

Edytowane przez wobo
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

Ładowanie
×
×
  • Dodaj nową pozycję...