Skocz do zawartości

Arkansas 2011


papur

Rekomendowane odpowiedzi

Jest czwartek 3 marca, wreszcie nadszedl dzien planowanego od miesiaca wyjazdu do Arkansas na pstragi. Naszym celem jest White River w okolicy Norfork. Po calym dniu pracy i innych zajeciach pakujemy z Irkiem samochod i wyruszamy w droge. Dluga droge 650mil czyli okolo 1000km. Po przejechaniu okolo 200 mil spotykamy sie na drodze z druga ekipa z Miskiem i Wojtkiem i suniemy dalej...Irek probuje przyciac komara ale z marnym skutkiem, ja jeszcze nie odczuwam zmeczenia i nie puszczam kierownicy. Po okolo 500milach czuje ze oczy zaczynaja sie meczyc, a szkla kontaktowe potrzebuja „oliwienia”.Irek mowi daj pociagne dalej bo i tak spac nie moge, wiec ide na fotel obok i probuje usnac. Miedzy czasie Wojtka zatrzymuje policjant z Missouri, ale chlopkai go sprytnie zagaduja unikajac mandatu i gnaja dalej. Jestesmy zmeczeni, po dotarciu na miejsce planujemy walnac Jaska i przespac sie 2-3 godzinki. Jednak piekno okolicy daje nam takiego powera, ze z planow tylko Jasiu i robimy rekonesans po oklicy co gdzie i jak. Za 5 dziesiata siedzimy juz zwarci i gotowi na lodce (od 10am dziala nasza licencja). Pan Jurek, u ktorego sie zatrzymalismy zna rzeke White River jak malo kto i wsakzuje miejsca w ktorych powinnismy zaczac nasza przygode z teczakami. Pogoda nas rozwala, jest 65F a kiedy wyzjedzalismy z Wisconsin bylo ledwo 30F, jest cieplo i pochmurno, wieje wiatr czasmi przebija sie na chwile sloneczko. Pokonujemy kolejne odcinki rzeki i docieramy do wskazanego prze pana Jurka miejsca. Czas na pierwszy rzut, zakladam obrotowke od chlopakow z Art-Rodu, taka „ruda” 5gramowa, rzucam w nurt, po sekundzie nastepuje branie i zacinam pierwszego teczaka. Po kilku kolejnych rzutach nastepny atak ryby. Mimo skutecznosci „malej rudej” obrotowki zmieniam na inne Artrodowki i Mepsiki. Ryby na blaszki braly zawsze w momencie kiedy wyszlo sloneczko . Czas poprobowac jakies woblerki i pada na Irka Gebskiego, jaskrawy zielonkawy wobek okazuje sie strzalem w dziesiatke, jak sie pozniej okaze byl ulubiencem pstragow. Chlopaki obok mnie na przemian wyciagaja kolejne ryby i usmiechaja sie do obiektywow. Emocje studzi od czasu do czasu padajacy lekki deszczyk. Probujemy pstryknac cos pod woda i nagrac jakis filmik, o raczej marnych wynikach dowiemy sie po powrocie do domu hehe, nie jest to takie proste.... Plyniemy w gore rzeki i splywamy na dryfkotwie w dol, silny wiatr nas czesto znacznie przyspiesza utrudniajac wedkowanie. Misiek –nasz „operator” silnika przebija sie miedzy kamieniami, plyciznami w gore rzeki, Irek stoi na dziobie i nawiguje jak potrafi. Silnik momentami grzebie w podlozu rzeki, albo udezamy w jakis kamien, ale to tutaj norma kazdy tak plywa (najwyzej wymieni sie polamana stope silnika hehe). W pewnym momencie lancuch ktory spowalnial nasze splywanie zakleszcza sie miedzy kamieniami i zostajemy NAGLE zatrzymani. Irek z Wojtekim akurat stali rozprostowywujac kosci, w efekcie Irek rozwala piszel na kwadratowym profilu aluminiowej burty, a Wojtek jak jakis NINJA odepchnal sie dlonmi od wody i wyladowal dupa w lodce, utopil tylko jakies niefirmowe okulary Dolce Gabbana hehe. Nauczka juz jest, a pan Jurek nas ostrzegal!! staramy sie byc ostrozniejsi. Przebijamy sie w gore, splywamy i lowimy ryby, duzo ryb. Biora na Gebale, na Kenarty ktore dostalem od Kuby. Mielismy taka adrenaline ze nikt nie mysal nawet o spaniu, czy jedzeniu, pekaly kolejne butelki piwa i kolejne pstronie padaly na koncie. Po osmiu godzinach splywamy na odpoczynek, jest juz prawie ciemno wiec i tak nie ma sensu dluzej lowic, a nawet nie wolno. Po dotarciu do naszej kwatery okazuje sie ze pan Jurek rozpalil dla nas ognisko, przy ktorym sie mozemy ogrzac i przygotowac posilek. Potem jeszcze rozmowy, analizy i plany na jutrzejszy dzien, az w koncu „Jasiu” tez zmeczony i poszlismy spac.

Mimo ambitnych planow wstalismy dopiero o 7, dwie nieprzespane doby kazdy z nas musial zrekompensowac solidnym snem. Wychodzimy na dwor z kubkiem goracej kawy przewietrzyc zaspane glowy i okazuje sie ze pogoda sie zmienila, temperatura spadla o 25F, jest pochmurno, sporadycznie pada deszcz i wieje silny wiatr. Ta zmiana pogody odbila sie na zerowniu ryb no i skutecznie utrudniala wedkowanie. Probowalismy wiele miejsc, i rozne przynety.Dostalismy ostro w dupe tego dnia, piersioweczka z wisnioweczka ratowala zycie. Odziezowo bylismy tak sobie przygotowani na taka pogode. Nie zlowilismy tak duzo ryb jak wczoraj, ale tez sporo.

Robi sie ciemno i decydujemy splywac do brzegu. Dzisiaj na obiadokolacje pstrag z ogniska. Potem gramy w karty... to byl ostatni dzien Wojtka w Norfork, nastepnego ranka wraca do Chicago.

Niedziela - dzien trzeci, z Irkiem postanawiamy sprobowac sil na muszke. Przy mapie ustlamy miejsca do oblowienia i pakujemy sie do Pacyfiki. Docieramy na miejsce,rzeka Norfork, jest pieknie. Widzimy kilku gosci z muchowkami wiec myslimy dobrze wybralismy miejscowe, bo oni pewnie wiedza gdzie lowic. No i zaczelo sie, okazuje sie ze jestesmy ciency, nie potrafimy rzucac, ani daleko ani celnie. Nie lowimy ryb, probujemy wszystkiego co nam do glowy przyjdzie... w koncu siadamy na kamieniach, podziwiamy piekne widoki, pstrykamy kilka fotek. Przygladamy sie innym lowiacym i wydaje sie nam ze tez slabo, jeden koles wyciagnal jedna rybe, u drugiego nie zauwazylismy nic. Postanawiamy zmienic miejsce i udac sie pod sama slynna zapore Norfork Dam. Tam zastajemy wiecej muszkarzy, mamy pierwszy kontak z ryba. Moze nie bedzie tak zle, ale jednak bylo - zlowilismy eee... nie ma sie czym chwalic. Daje sobie spokoj i ide do samochodu po aparat i spining, moze poprobuje jakies wobki. Przy samochodzie spotykam faceta, tez przyjechal z Wisconsin i zatrzymal sie u rodziny. Przyjezdza tu co roku do siostry. Jest juz kilka dni i mowi mi ze tak zle jeszcze nigdy nie bylo. Jezioro ma niski stan wody wiec nie otwieraja zapory i jest jak jest. Woda niska, bardzo czysta, pstragi ostrozne. Browny ktore powinny szalec doslownie leza na dnie i odpoczywaja. Jednym slowem trzeba czekac na wode i wtedy sie zacznie mowi. Tylko ze nas juz tu nie bedzie mysle sobie. Widze ze Irek tez wraca, mowi ze dzwonil Misiek i dobrze lowia z panem Jurkiem z lodki na White River. Wiec pstrykamy kilka fotek zaporze i decydujemy sie dolaczyc do Miska. Tak jak mowil, braly dobrze do konca dnia zostalo na dwie godziny lowienia i dalismy niezle czadu. Radosci co nie miara. Ale gdzies tam w glowie niespelnione marzenia o duzych brownach spod zapory kraza, my tu jeszcze wrocimy.

Ryby braly na woblery, obrotowki i inne cuda, ale najskuteczniejsza metoda byl tamtejszy patent na pstragi – haczyk nr 2 o dlugim prostym trzonku na ktory zakladamy cztery kulki Powerbaita, dobrze jak haczyk ma zadzior na trzonku, przytrzymuje on kulki, ktore czesto sa zsuwane albo przez podwodne przeszkody albo przez niezaciete ryby. Powyzej okolo 20 cali na bocznym troku mocujemy ciezarek 3/16 oz. Wszystko na zylce nie grubszej niz 6lb. Taki zestaw rzucamy w nurt, czekamy az osiagnie dno i kontrolujemy jego dryf. Metoda wymaga skupienia i koncentracji, lodka dryfuje wiec trzeba na biezaco wybierac luz na zylce i odroznic branie ryby od „obtlukiwania” dna prze ciezarek.

Poniedzialek- dzien powrotu do rzeczywistosci. Zajechalismy jeszcze raz obejzec wylegarnie i okazalo sie ,ze to bardzo dobry ruch. Spotkalismy pracownkow wylegarni i moglismy podpytac o to czy owo. Trafilismy na dzien kiedy przygotowywuja narybek pstraga teczowego do transportu. Mielismy szanse przyjzec sie procesowi zaladunku rybek na specjalna ciezarowke.

Dowiedzielismy sie ze rozmanzaja rainbow, brown i cutthroat trout w ilosci okolo 1.5 miliona rocznie. Wystarcza to na zarybienia w Arkansas i przyleglych stanach.

Nie lowilismy okazow, ale za to zlowilismy duzo ryb w przedziale 12 -20 cali. Na okazy jescze nadejdzie czas, jeszcze tu wrocimy...

 

.

post-3531-1348915271,3546_thumb.jpg

post-3531-1348915271,4773_thumb.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niezle jak na otwarcie sezonu :D Na te wieksze przyjdzie czas. Widze ze nie tylko ja potrafie gonic setki mil na krotki okres za rybami, ale takie wypady najdluzej zostaja w pamieci. (W pazdzierniku sam pojechalem wraz lodka na jeden dzien na jezioro oddalone o 320 mil...i zlapalem mojego rekordowego szczupaka :mellow:)

Kilka lat temu czytalem w Zew Natury o tej rzece i jakims polskim motelu wlasnie tam. Nie pamietam dokladnie ile pstragow wystepuje w rzece na odcinku jednej mili ale wiem ze byla to duza liczba.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

dzieki panowie,

Jurku pewnie ze niech spining zyje ale mucha tez jest fajna :mellow:

Archie jak bedziemy sie wybierac to dam znac, moze na jesien,

Darek, to jest czasami szajba cos sobie wymyslisz i zapierniczasz hehe jak widac w Twoim przypadku bardzo sie powiodlo, a ja tez nie narzekam :D, a jaki duzy byl ten szczupal?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

Ładowanie
×
×
  • Dodaj nową pozycję...