Skocz do zawartości

Pstrągi 2017


dragon@

Rekomendowane odpowiedzi

Zlotousty pstrag zagadal moja muche tak, ze ta zawisla w toni ...a on ja zjadl.

 

A potem wyladowal w podbieraku .

 

Taki kilka oczek powyzej 50 cm.

 

Czasami przychodzi taki dzien, ze jedzie sie na doslownie dwie godziny . Po prostu jest potrzeba. Byle pare razy wrzucic przynete i posmyczyc. 

 

Tak bylo dzis rano ;)

 

Mgla, chlodny poranek (+2), zanim slonce zaczelo dawac na dobre juz bylem z powrotem w samochodzie .

Expresowa wizyta nad rzeka.

Najnowsze StC SCIII od Yglo, Stella 2500 i zylka 0,25 od Psulka. Przyneta to wlasnej roboty mucha w kolorach pstragopodobnych.

 

 

7680482_P3110504.JPG

  • Like 35
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A zakres? Wiem, że ty tylko muchami - ale wobler jaki maksymalnie byś z nim widział?

Szczyt jest czuły i czujny. Nie jest kołkowy. Raczej do jakiś grubych - pancernych haków to bym go nie widział...

Z wabikow to

Wirówki 2ki ( chyba, lata temu używałem)

Wahadła typu gnom 0

Hornet 5 ? ( Nie używam ) ;)

Rapala HJ 10? ( Ale sam wolę 8ke)

Rapala f11 tez by robiła

Minnow 9 Salmo to już max moim zdaniem

 

Również do smukłych gum : lunatic czy keitech

 

Raz zacięta ryba i przygiecie...I uśmiech, bo to wędka z gumy. Amortyzator bez końca i od samego początku

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W piątek rozmowa telefoniczna z Bogdanem, krótka decyzja - w sobotę wyjazd tym razem na cel bierzemy trochę większą rzekę. Pobudka wcześnie rano i w drogę.

Po drodze rozmowa oczywiście o rybach, który odcinek wybierzemy, jakie przynęty na początek.

Wzdłuż drogi długi odcinek pól uprawnych, rozglądamy się za stadkiem saren które widywaliśmy w roku ubiegłym. Chyba jeszcze za wcześnie, zboża ozime jeszcze nie ruszyły.

Na miejsce docieramy około 7. Pogoda nie rozpieszcza, szaro, z ciężkimi nisko wiszącymi chmurami. Oby tylko nie padało. Samochód zostawiamy u zaprzyjaźnionego gospodarza na podwórku. Szybki montaż wędek i w drogę. Na początek spacer drogą w górę rzeki do betonowego mostu, tak żeby po zakończeniu obławiania odcinka bliżej było do auta.

Po wejściu w rzeczkę okazuje się że po zimie bardzo się zmieniła. Znów sypnęło piachem, zagłębienia z ubiegłego roku znacznie się spłyciły, trzeba więc szukać nowych. Dobrze że kilka "starych" jeszcze pozostało. Woda przeźroczysta, wkładam do niej dłoń „zimna” po chwili czuję ją aż w „kościach”. Pierwsze rzuty bez efektu. Nie widać nawet śladu ryb. Schodzimy w dół. Po około 300 metrach pierwsze uderzenie, niestety nie zacięte. Po kilku rzutach kolega krzyczy „mam”. Ryba po chwili się spina. Są więc aktywne. Jest wiec szansa na złowienie kropka. Może tym razem? Schodzimy dalej. Po "mojej” stronie pod brzegiem zwalone drzewo, nurt wybrał niezły dołek. W pierwszym rzucie uderzenie, znów nie zacięte. Zmieniam więc przynętę. Na żyłce zawieszam małą wahadłówkę. W tym czasie B. wykonuje rzut z przeciwnego brzegu. Jest! Robi kilka młynków, bez wyskoku, i po chwili ląduje w ręku. Na oko wygląda na okołowymiarowego. Szybkie zdjęcie i bez mierzenia ląduje w wodzie. Niech dalej rośnie, może się jeszcze spotkamy. Dalsze rzuty nie przynoszą efektu. Po kilkudziesięciu rzutach bez brania zaczynam rozglądać się wokół siebie. Słychać dzięcioły stukające w pnie, ciężko je dostrzec. Widać delikatne źdźbła nowej trawy, które ledwo wyszły z ziemi. Napotykam kwitnący krzew, i choć nie jestem znawcą rozpoznaję wawrzynek. Gałązki gęsto usiane kwiatami. Po drodze spotykamy wędkarza idącego w górę rzeki. Przywitanie i krótka rozmowa. „Biorą”? „Cos udało się wydłubać ale bez rewelacji”. Nasze plany dotarcia do określonego punktu i obłowienia całego odcinka są nieaktualne. Nie ma sensu dreptać za innym spinningistą. Szybka decyzja. Który odcinek? Proponuję uregulowany na wysokości sporej miejscowości. Bogdan jeszcze na nim nie był.

Droga szybko mija. Wypijamy po kubku kawy, znów nie zabrałem ze sobą zestawy turystycznego, tak to jest jak się nie spakuje wieczorem, i przystępujemy do wędkowania. Rzut oka na rzekę, w tym miejscu wąska jakby dobrze się rozpędzić to można ją przeskoczyć. Przy brzegach leżą ułożone płyty chodnikowe, które gdzieniegdzie zostały podmyte prze nurt. Spora ilość drzew nad samym brzegiem,z korzeniami w wodzie. Woda szybka, nawet bardzo. Pierwsze rzuty bez efektu. Po chwili Bogdan podchodzi do sporego dołka, rzuca woblera na wypłycenie kończące dołek. Jest uderzenie - krzyczy. Niestety po chwili ryba spada. "Ładna była" dodaje. Podczas powolnego schodzenia widzimy kilka ryb uciekających z miejsc w których się ich nie spodziewamy. Płytka woda z leniwym nurtem. Podchodzę do miejsca gdzie nurt uderza w brzeg, w wodzie leży spora gałąź. Rzut pod nią, branie. Serce zaczyna mocniej bić. Ryba zaczyna młynkować, pierwszy wyskok i ….. ląduje w gałęzi. Przez chwilę jeszcze ją widzę, szarpnięcie i spada. Jej szczęście. Wobler strzela w powietrze. Docieramy do trzcinowiska. Rzeka zwęża się strasznie, trzciny kładą się na wodę. Trudny technicznie odcinek. Co kilka metrów trzciny położone w poprzek nurtu uniemożliwiają dłuższe poprowadzenie przynęty. Za to woda głębsza. Miejscami powyżej metra. Zakładam woblera w jaskrawych kolorach. Pierwszy rzut jest! Kropek zaczyna młynkować, robi wyskoki. To właśnie jest ta adrenalina po którą jedziemy tyle kilometrów. Udany hol, ryba w ręku. Na pewno ponad wymiar. Jeszcze nie nabrał masy po zimie. Chudziutki i jaki „blady”. Aby go dłużej nie męczyć bez fotki wypuszczam go do dołka w którym stał. Gratulacje od kolegi.

Idziemy dalej. Podchodzę do miejsca w którym z wody przy brzegu wystaje mały pieniek. Puszczam woblera z prądem. Zatrzymanie dwa obroty korbką i z dołka "wychodzi" ładny pstrąg. Ogląda przynętę i zamkniętym pyskiem ją trąca ... chowa się pod korzeń. Szybka zmiana przynęty, tym razem na gumkę. Ponowne wyjście. Pstrąg szybko ogląda przynętę i jeszcze szybciej chowa się w dołek. Po raz trzeci zmieniam przynętę, tym razem na mała wahadłówkę. Kilka rzutów i widzę za nią płynący cień. Po chwili ryba znów odpływa. Rezygnuję z dalszych prób i idę dalej. Trzcinowisko kończy się. Przed nami jaz który wysoko piętrzy wodę. Szkoda że nie ma przepławki. Mijamy betonowy most. Pod nim widać „maluszki” szkoda ich męczyć. Mijamy je bez nawet jednego rzutu. Zaraz za mostem rzeka odbija w lewo. Pod brzegiem sporej głębokości rynna. Rzut kolegi i wyjście, nie uderza. Bogdan puszcza woblera z prądem, i wtedy uderzenie! Jak widać nawet swobodnie spływający wobler morze skusić rybę do brania. Krótki ruch szczytówką i zacięty! Ryba pięknie walczy, Wyskoki nad wodę, młynki, odjazdy od brzegu do brzegu. Kolega podbiera rybę ręką. Tak już z przyzwyczajenia. Mierzenie, ledwo 30. Kilka zdjęć i ryba wraca do wody. Niech rośnie. Nie jestem ortodoksem w sprawie wypuszczania złowionych ryb, ale postawa kolegi cieszy. Może za kilka lat dane nam będzie cieszyć się rybną wodą, a złowienie 50+ nie będzie niczym nadzwyczajnym. Powracają wspomnienia kiedy to złowienie kompletu nie było żadnym osiągnięciem, a rybki powyżej 50 trafiały się prawie za każdym wyjazdem. Dawne czasy.

Schodzimy dalej obławiając co ciekawsze miejsca. Po kilkudziesięciu metrach stoją w wodzie dwa pnie. Bogdan posyła woblera w ich okolice i pozwala mu jeszcze trochę spłynąć w dół. Jeden obrót korbką kołowrotka i branie. Znów młynki i jazda od brzegu do brzegu. Hol udany. W ręku ląduje następny kropek. Szybkie mierzenie. Do wymiaru brakuje mu dwa centymetry. Zdjęcie i wraca od swojego naturalnego środowiska. Czas nieubłaganie mija. Kończymy? Pytam kolegę. Czeka nas jeszcze długi spacer do samochodu. Wracamy, niespiesznie, rozglądając się wokoło. Obławiając co ciekawsze miejsca już raz obłowione. Trochę żal że nie mamy więcej czasu. Docieramy do auta. Dopijamy resztki kawy i solennie obiecuję sobie że następnym razem zapakuję wieczorem zestaw turystyczny. Świeżo parzona kawa nad wodą smakuje o niebo lepiej niż z termosu. Składamy wędki. Kołowrotki do pokrowca, wędziska również. O sprzęt trzeba dbać, przecież nie kupuje się go na jeden sezon. Do domu jeszcze dobrze ponad setka. Po raz ostatni spoglądam na rzekę. Do zobaczenia. Może następnym razem szczodrzej nas obdarzy.

 

NOMINACJA DO KONKURSU "OPIS MIESIĄCA"         :good:

post-61268-0-72231800-1490016464_thumb.jpg

post-61268-0-36007100-1490016475_thumb.jpg

post-61268-0-09785200-1490016483_thumb.jpg

post-61268-0-10048700-1490016492_thumb.jpg

post-61268-0-07760500-1490016501_thumb.jpg

post-61268-0-10098900-1490016510_thumb.jpg

Edytowane przez bartsiedlce
  • Like 16
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

NOMINACJA DO KONKURSU "OPIS MIESIĄCA" :good:

 

 

Opis fajny ale rybom do 40 cm chyba trochę brakuje.

Zgadza się. Żadna nie przekroczyła wymaganych 40 co można zauważyć w opisie. Jak widzisz nie są to zdjęcia stricte ryb, ale kolegi i okoliczności w których zostały złowione. A zdjęcia umieściłem dla potwierdzenia że opowiadanie a raczej nie opowiadanie ale relacja z wyjazdu jest prawdziwa.

Jeśli admin uważa że należy je usunąć nie będzie sprzeciwu.

 

 

 
Regulamin dopuszcza odstępstwa, dlatego fotki zostają jako ilustracja opisanej wycieczki.
Edytowane przez bartsiedlce
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość DAWIDspinn

Dwie ładniejsze rybki z ostatnich dwóch wypadów. Przez totalny brak czasu w tym roku ciężko wyskubać coś zacnego, choć kilka ładnych ryb na kiju miałem. Pierwsza rybka uderzyła w Dorado Invaidera 5cm, a druga w muchowego zonkera podczepionego pod czeburaszke. Zestaw to Specialized Trout z Rivalem 3007 i żyłeczka LX Saphire 0,20mm.

post-49243-0-51529500-1490084775_thumb.jpg

post-49243-0-32455600-1490084796_thumb.jpg

  • Like 29
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

post-65729-0-57156400-1490107396_thumb.jpgJakże mało ciekawe były chwile, kiedy nizinny spinning miał swoje sztywne i mało ludzkie zasady, mało u nas klenia i jazia, szczupak i boleń okres do maja a grudzień to nierzadko prawdziwa zima i lód pokrywający taflę mojej wody. Kilka wypadów ze znajomym nad pstrągowe rzeczki dały mi sporo radości i dużo do myślenia. Choć moją zdobyczą padały głównie małe kropki, takie do 40 cm i tak w tym okresie spinningowej posuchy, cieszyły moje serducho. Zacząłem moje wobki strugać z przeznaczeniem pod pstrągi jak również kogutki kręcone pod sandacza, zostały mocno odchudzone i dedykowane moim kropeczkom. W ubiegłym sezonie wyniki nie powalały. W grudniu przeszedłem operację i na pstrągi wybrałem się dopiero w marcu, podczas jednej z dwóch wypraw straciłem pstrąga życia, kiedy ten już był blisko mojego podbieraka. Pech to czy brak sił, trudno powiedzieć, ale kropek wypiął się w pięknym i pokazowo przeprowadzonym, złożonym z kilku obrotów młynku, no trudno i takie gorzkie chwile trzeba wziąć czasami na swoją klatę. Ten rok nie zapowiadał rewolucji i nowego rekordu ale mimo to zainwestowałem w nowy kijaszek. Pierwsza wyprawa to kilka bardzo młodzieżowych pstrągów, nic na czym można by oko zawiesić. Na drugim, bardzo oczekiwanym wypadzie, przy trudnej pogodzie, było gorzej niż źle. Pomimo snu jaki męczył mnie w nocy, poprzedzającej dzień połowu i złowiony w nim duży pstrąg, rybek było brak. Dopiero koło południa, wyszło słońce a ja w pudełeczku znalazłem blaszkę na którą skusiło się kilka nieokazowych niestety pstrągów. Zmiana miejsca miała dać tą długo oczekiwaną nadzieję ale......... niestety godzina wędkowania, kilka pewnych miejscówek nie daje ryby. Kolega w jednym z takich miejsc ma wyjście i łowi czterdziestaka. Telefonicznie daje mi znać, żebym spróbował tych swoich ukręconych dzień wcześniej kogutków. Zakładam, rzucam i............ nic!!! Jedna, druga, trzecia i następna miejscówka, nawet wyjścia. Zrezygnowanie to słowo, które prześladowało mnie coraz bardziej. Podchodzę do zakrzaczonej prostki, nie wiem czy w normalnym stanie ducha, oddał bym tam rzut ale...... Kogut posłany pod drugi brzeg, leniwie traktowany przez nurt, przesuwa się w stronę rynny i w tym momencie, żółte „coś” ku mojemu zdziwieniu, pożera go w całości, pokazując siłę, spryt i swoją sprawność. O Boże co za rybka, łowiłem już spore bolenie, brzany czy szczupaki ale to coś, przy 3 stopniowej temperaturze, to miód na moje serce i grzejnik dla ciała. Kropkowana torpeda wykonuje gwałtowne zrywy, świece i młynki ale kogucik na bezzadziorowym haczyku o dziwo pięknie trzyma rybkę. Jeszcze tylko dwa odjazdy i rybka w podbieraku a ja z bananem na ustach, drżącymi rękoma próbuję zrobić fotkę mojej pierwszej w życiu kropkowanej pięćdziesiątce! Blado to wyszło, kolega był daleko, ale jakieś fotki udało mi się ustrzelić.

 

I powiedzcie jak tu nie wierzyć w sny???

 

 

 

 

NOMINACJA DO KONKURSU "OPIS MIESIĄCA"         :good:

Edytowane przez bartsiedlce
  • Like 24
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

Ładowanie
×
×
  • Dodaj nową pozycję...