Skocz do zawartości

Blanki RST


Fatso

Rekomendowane odpowiedzi

Jak dla mnie masakryczny uchwyt kołowrotka :D .Miałem takiego Anosowego patyka PB z takim uchwytem-porażka .

Jest siermiężny,ale też solidnie wykonany,chyba największa jego wada to szybkie niszczenie lakieru na stopce kołowrotka,z którą,jak wcześniej pisałem,można sobie poradzić poprzez nałożenie na elementy stopki wchodzące w uchwyt dopasowane rurki termokurczliwe :P .

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No ja w Bassie w latach 90-tych też buszowałem po stojaczkach z wędziskami RST,ale jakoś nikt mi nie zaglądał do kieszeni,choć wtedy byłem jeszcze bardzo młody i długo zbierałem na taki kijek,w sumie mam 3:

Może jak powstał bass było lepiej i taniej.Sklep BASS powstał jak dobrze pamiętam po przenosinach z Domu Wędkarza na Twardej. :P

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To było w drugiej połowie lat 90-tych,96-97 rok bodajże :) .

A zadrapania lakieru niestety się pojawiają,w końcu stopka kołowrotka nie wchodzi idealnie w element uchwytu i zawsze jest w pewnych miejscach większy nacisk na stopkę,a pierwszą rzeczą,która to odczuje jest lakier,tym bardziej,że uchwyt jest metalowy,wystarczy troszkę mocniej przykręcić,z resztą w większości uchwytów to się zdarza,w grafitowych także.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ciagniecie dalej...ok. No to dorzuce - na te wedki Pike i Zander RST, pomimo ze byly kilka razy drozsze niz przecietne patyki, nie dawano w Bassie pokrowcow...(!) :)

 

Nie przygladalem sie pod mikroskopem stopkom kolowrotkow (ani po wsadzeniu  w w/w ani grafitowy Fuji) ale wypada stwierdzic, ze w/w jest jednym z gorszych (mimo, ze solidny oraz estetyczny) a to dlatego, ze zimny i wiecznie odkrecajacy sie pomimo 2 nakretek.

 

Gumo

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć,

Mam wrażenie, że te pokrowce się komuś "przydawały". RST sprzedawało wędki z pokrowcami z eleganckiego weluru, zapinane na zatrzask. Po prostu były "za ładne".

Co do innego sprzętu RST, to miałem (nadal mam) świetną kurtkę z Gore-texu. Służyła mi ponad 10 lat :) Zgoda, co do uchwytów - fatalne, Jeśli wędki miałbym ocenić jednym słowem to one były (i są) anachroniczne :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z tego co pamiętam,to RST robione na polski rynek były bez pokrowców,sam się dziwiłem,że kij za ponad tysiaka dają spięty gumkami :D .

Za to modele katalogowe produkowane w Niemczech miały ładne pokrowce i tuby.

Do tego te na Polskę miały uchwyty z jedną nakrętką-tak samo sprzedawano akcesoryjne uchwyty do zbrojenia wędzisk,fabrycznie zbrojone miały po dwie.

Edytowane przez CM Punk
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nigdy RST nie miałem ani nawet w ręku nie trzymałem. Choć oczywiście działały na moją wyobraźnię młodego człowieka na początku lat '90.  Do tego wieczorna lektura WŚ ze sponsorowanymi artykułami przez importera i wędkarskie mokre sny gotowe. Z wielkim bólem musiałem się zadowolić Cormoranem i szkocką Daiwą ( co oczywiście okazało się zupełnie przyzwoitą alternatywą ). Dzisiaj, po dwudziestu bez mała latach, mokre sny w zasadzie się skończyły, jak również marzenia o takich cudach jak RST. Mam kijki robione w pracowni, na porządnych amerykańskich blankach ( wcale nie jakoś specjalnie drogich, raczej w niższych niż wyższych modułach ), wszystkie w przedziale 250 - 350 euro i uważam te wędki za bardzo dobre jeśli nie znakomite. W dodatku ukręcone pod mój siermiężny gust, rodem z jarmarku. Zupełnie zatem nie widzę powodu dla którego miałbym oddać w chciwe łapy faceta handlującego jakimś tam RST, trzykrotnie wyższą sumę. Tym bardziej że ani złotem nie są obsypane ani diamentami wysadzane też nie są owe kije.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nigdy RST nie miałem ani nawet w ręku nie trzymałem. Choć oczywiście działały na moją wyobraźnię młodego człowieka na początku lat '90.  Do tego wieczorna lektura WŚ ze sponsorowanymi artykułami przez importera i wędkarskie mokre sny gotowe. Z wielkim bólem musiałem się zadowolić Cormoranem i szkocką Daiwą ( co oczywiście okazało się zupełnie przyzwoitą alternatywą ). Dzisiaj, po dwudziestu bez mała latach, mokre sny w zasadzie się skończyły, jak również marzenia o takich cudach jak RST. Mam kijki robione w pracowni, na porządnych amerykańskich blankach ( wcale nie jakoś specjalnie drogich, raczej w niższych niż wyższych modułach ), wszystkie w przedziale 250 - 350 euro i uważam te wędki za bardzo dobre jeśli nie znakomite. W dodatku ukręcone pod mój siermiężny gust, rodem z jarmarku. Zupełnie zatem nie widzę powodu dla którego miałbym oddać w chciwe łapy faceta handlującego jakimś tam RST, trzykrotnie wyższą sumę. Tym bardziej że ani złotem nie są obsypane ani diamentami wysadzane też nie są owe kije.

Aha

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 lata później...

Przypadkiem trafiłem na ten wątek i postanowiłem go odświerzyć, ponieważ widzę tu wiele nieścisłości wynikających ze zwykłego niezrozumienia tematu i czasu. Wędki RST , podobnie jak House of Hardy, to w tamtych czasach czołówka europejska, a także światowa. Nie jakiś tam Cormoran, Dam, Silstar [tak usilnie sprzedawany przez nawiedzonego człowieka ze Szczytna w cenach absurdalnych] itp. Z "usług Silstara" korzystali głównie spławikowcy, a każdy szanujący się spinningista chciał posiadać coś bardziej wyszukanego, właśnie w stylu RST lub Hardy. Loomis? Dostępność w Polsce prawie zerowa, a możliwość sprowadzenia bliska zeru. Poza tym oferta w tym czasie mało przystająca do polskich zapotrzebowań. St. Croix? Podobnie, z tym że w przeciwieństwie do Loomisa uzbrojone najczęściej w najtańsze komponenty, niekoniecznie Fuji. Trzeba też powiedzieć, że zarówno RST jak i Hardy, to spinningi przeważnie projektowane do łowienia dużych ryb łososiowatych, wielkich szczupaków, sumów i głowacic. Nikt  wtedy nie łowił na ultra-lighty. Mało tego, prawie nikt nie łowił na gumy! Oprócz walorów użytkowych zwracało się wtedy bardzo uwagę  na estetykę wędziska. To miało istotne znaczenie, a nie tylko jak najniższa waga i doskonałość użytkowa. Pod tym względem spinning w dzisiejszych czasach zszedł trochę "na psy", w przeciwieństwie do dyscypliny muchowej, w której jakoś nie jestem w stanie do dzisiaj zaakceptować na wędce zwykłego, najtańszego uchwytu Fuji. Następna sprawa, wędki RST były "made in Germany", House of Hardy były "made in England", a Garbolino- "made in France'. Oryginalne wędki RST były wykonane na pięknych, smukłych i grubościennych blankach znakomicie trzymających waleczne, duże ryby łososiowate. Dzisiaj takie blanki w świecie spinningu to rzadkość. Na wędki  były założone doskonałe, dwustopkowe przelotki Seymo, pracujące razem z blankiem. Całość wykonana bardzo elegancko, podana w bardzo luksusowych pokrowcach i tubach.  Co ciekawe, firma RST istnieje do dzisiaj, jej wędki są podobne do tamtych, ceny wyższe niż wtedy i w dalszym ciągu 'made in Germany". I jest to w dalszym ciągu towar ekskluzywny i ponadczasowy. No właśnie, coś takiego jak ponadczasowość. Czy można użyć takiego określenia do większości dzisiejszych wędzisk, i to tych topowych? Moim zdaniem, nie. Dzisiejsze wyroby w większości [oczywiście są jak wszędzie wyjątki] to doskonałe narzędzia. I tu zawsze nasuwają mi się skojarzenia z zegarkami. Czy współczesny zegarek o napędzie kwarcowym, nawet ten dobrej firmy, jest lepszy, przez to że dokładniej wskazuje czas, od powiedzmy mechanicznego "Vacheron Constantin"? Uważam, że zdecydowanie, nie. Swiadczy o tym jego cena, precyzja wykonania, ponadczasowość. Ma on także coś trudnego do zdefiniowania, określonego nazwą "dusza". To samo dotyczy wedzisk RST. Jeśli ktoś tego nie rozumie, nie czuje, to przy zakupie sprzętu ma ułatwione, tańsze, ale i uboższe w niektóre doznania zadanie.

  • Like 7
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jasne,nie ma jak to zabrać na spacer nad wodę pół kilogramową wędkę i jak ryby nie będą brać to w trakcie odpoczynku można z nią pogadać.Sorki,ale nie mogłem się powstrzymać.

Wolę jednak mieć narzędzie doskonałe,dające więcej satysfakcji z połowów,niż z pogawędek przy ognisku.

  • Like 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jasne,nie ma jak to zabrać na spacer nad wodę pół kilogramową wędkę i jak ryby nie będą brać to w trakcie odpoczynku można z nią pogadać.Sorki,ale nie mogłem się powstrzymać.

Wolę jednak mieć narzędzie doskonałe,dające więcej satysfakcji z połowów,niż z pogawędek przy ognisku.

Oj, widać wyrażne braki w wiadomościach. Żadna z tych wędek nie ważyła pół kilograma.  Z taką wędką, żeby pogadać to trzeba mieć bogatą wyobraźnię. Podobnie jak z piękną i inteligentną kobietą :) Inaczej można się ośmieszyć. Doskonałych narzędzi jak wiadomo  nie ma. Można sobie tylko wmawiać, że się je ma. I radziłbym uważać z tymi pogawędkami przy ognisku, bo dzisiejszy chróst jest łatwopalny i można stracić "narzędzie doskonałe" ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Klasyki zawsze mogą powisieć nad kominkiem...nad wodę szkoda...sprzętu,ramienia i tudziesz nadgarstka,a u mnie duszę za małolata najczęściej miały piłki do nogi...te do siatki w sumie też.

Kopać coś co ma"duszę"? Jak można? :D Zdaje się, że myślimy o zupełnie innych wędkach. Nad kominkiem  to można sobie powiesić XIX-wieczną klejonkę. Ale też czasami nią połowić. I wcale nie będzie gorzej niż patykiem "made in China".

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moim zdaniem więcej tej tzw<<duszy>> to ma właśnie kijek z pracowni,gdzie rozmawiamy z budowniczym tudzież z samym sobą jak wyobrażamy sobie tą naszą towarzyszkę przygód,a nie kijek seryjny,choćby nawet miał napis RST czy inny PATEK PHILLIPE.

Na to, żeby ich wędki i zegarki miały "duszę", to te firmy pracowały dziesiątki, a niektóre nawet setki lat. Być może niektóre pracownie w wieku XXII lub XXV też do tego dojdą, jeśli przetrwają. Nie da się tego załatwić w ciągu paru lat. A w pracowni, to można sobie zamówić krótszą o 2 cm rękojeść, np. Radziłbym też troszeczkę poczytać na temat takich firm jak wymieniony wyżej Patek, bo poprzedzając go przymiotnikiem "inny" można narazić się na śmieszność ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziesiejszy chrust, w czasach o których piszecie byłby Tophajendem.

Dzisiejszy top, za kilkanaście lat będzie starociem i przeżytkiem.

Są jednak i teraz i wtedy były kije które maiły w sobie to coś i zostały/zostaną klasykami które będzie mozna powiesić nad kominkiem a inni będa patrzyli zazdrośnie.

Tak jest ze starymi Fibatube od HArdyego (szklanymi), tak ze starymi szkockimi Daiwami.

Co z tego że ciężkawe jak na dzisiejsze warunki, skoro mają w sobie to "coś" ??

Dziś podniecamy się coraz to nowszymi i twardszymi przelotkami a dobry dobrze wypolerowany Hardloy przeżyje nas i nasze kije.

Fuji miała swoja fabrykę na Czechosłowacji (jeszcze chyba wtedy). oglądałem fotki makro Hardloya od Seymo i Sic Fuji z czeskiej fabryki.

Co z tego że Sic twardszy, jesli struktura w Seymo bardziej gładka i pod mikroskopem w jednakowym powiększeniu wyglądało jak porównanie cegły z betonem komórkowym. Która szybciej zniszczy żyłkę/plecionkę??

Stoją za szafą jeszcze spinningi zbrojone i na Seymo i na Sic. Zgadnijcie które na których plecionka czy żyłka wytrzymywała dłużej ??

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ojro kosztuje aktualnie podobnie do dolara.

Nikt sie nie podnieca zbytnio nowymi kijami zza oceanu które też potrafią kosztować 700 baksów (a podobno za oceanem taniej).

Też ludzie je kupują jeśli ich na to stać.

Nie ma co więc demonizować cen RST, bo są widocznie klienci skoro firma istnieje i ma mieć swoją renomę.

Łososiowe kije muchowe HArdyego potrafią kosztować analogiczną kwotę, tyle że w funtach.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A tak na koniec i poważnie. Prostując pewne rzeczy na temat RST, tudzież innych firm, chodziło mi tylko o pokazanie niektórym, że jest sprzęt wędkarski z minionych lat, który nie jest gorszy, a nawet często lepszy od tego produkowanego dzisiaj. Kto nie docenia sprzętu takich firm jak RST, House of Hardy, Patek czy Vacheron, lub je wręcz wyśmiewa, ten mało wie i sam sobie wystawia świadectwo. I wcale nie trzeba być ich właścicielem. I wcale nie muszą się one wszystkim podobać. Należy je po prostu doceniać. Chociażby dlatego, że często na ich markę i jakość pracowały całe pokolenia. Kto tego nie rozumie, ba, nawet często nie próbuje, ten, istnieje duże prawdopodobieństwo, zawsze będzie się otaczał badziewiem, bez względu na ilość posiadanej kasy.

A teraz ja piszę "odpadam", chociaż tylko domyślam się co ten wyraz znaczy, bo niestety nie znam "bułgarskiego" :D

Edytowane przez mohave
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

Ładowanie
×
×
  • Dodaj nową pozycję...